Wielu z nas, szczególnie w okresie Bożego Narodzenia, od dzieciństwa lubiło słuchać opowieści o Palestynie, Jerozolimie, Betlejem, Nazarecie. Część z nas miało szczęście pielgrzymować do tych świętych miejsc. Do tych wybrańców zaliczę i swoją skromną osobę. Wspominając te szczęśliwe chwile, chciałbym zabrać naszych wiernych w wirtualną podróż do Palestyny i spróbować podążyć śladami Świętej Rodziny.
Pojęcie Świętej Rodziny jest bardziej popularne w Kościele katolickim niż prawosławnym. Swój wyraz znajduje m.in. w ikonografii zachodniej i stanowi wzór do naśladowania przez współczesnych małżonków. W naszym rozumieniu, przedstawianie na obrazach św. Józefa jako mężczyzny w średnim wieku, przeczy Tradycji Świętej. Opatrzność Boża wybrała św. Józefa, nie jako męża św. Marii, w naszym ziemskim rozumieniu, ale jako opiekuna zarówno Bogarodzicy jak i Dzieciątka. Niech mi Bóg wybaczy za moje dociekanie spraw, o których tylko w zarysie mówią Ewangeliści.
Czytając Pismo Święte możemy zauważyć, że zarówno święty Jan Chrzciciel jak i Przenajświętsza Maria pochodziły od bardzo zaawansowanych wiekowo rodziców. Z punktu widzenia biologii, kobiety będące w wieku tych świętych matek, już nie rodzą dzieci. Ale to co niemożliwe u ludzi, możliwe jest dla Boga. Bóg spowodował, że ich Dzieci były owocem cudu, a nie żądzy, jakim jesteśmy my wszyscy.
Zacznijmy od Zachariasza i Elżbiety. Zachariasz, kapłan w rodu Aarona, świadom wieku swojej żony, zwątpił słowom anioła zwiastującego o narodzeniu mu przez Elżbietę syna, przez to pozostawał niemy aż się spełniły słowa posłańca Niebios. Ich synem był Jan Chrzciciel, największy z ludzi kiedykolwiek zrodzonych przez kobietę, jak mówił o nim Chrystus.
Druga para małżeńska - Joachim i Anna, również bezdzietnie dożywała swoich dni. Święty Joachim nawet rozstał się ze swoją żoną i zamieszkał w jednej z jaskiń Pustyni Judzkiej, poświęcając się modlitwie i wyrzeczeniom. Bóg usłyszał jego modlitwy, i pomimo zaawansowanego wieku, Anna urodziła im córkę. Anna była siostrą Elżbiety, również pochodząca z rodu Aarona, brata Mojżesza.
Św. Jan szybko utracił rodziców – Zachariasza zamordowano przy ołtarzu w świątyni jerozolimskiej, gdyż nie wskazał dzieciobójcom Heroda, miejsca pobytu syna i jego matki. Po tym wydarzeniu Elżbieta również w krótce zmarła. Los dziecka pozostał w ręku Boga.
W przypadku rodziców św. Marii sprawa miała się podobnie. Joachim i Anna, z radości o narodzeniu dziecka, ślubowali oddać je na wychowanie do świątyni jerozolimskiej. Gdy dziecko osiągnęło wiek trzech lat nastąpiło wprowadzenie św. Marii do świątyni. Cerkiew prawosławna wydarzenie to zalicza do grona 12 najważniejszych świąt w roku. Można sobie wyobrazić jak wielkim wyrzeczeniem było oddanie umiłowanego dziecka w obce ręce. Przy świątyni jerozolimskiej, z wielkim pietyzmem odbudowanej przez Heroda, najprawdopodobniej istniał ośrodek, na podobieństwo Instytutu Szlachetnie Urodzonych Dziewic w Rosji. Do ośrodka tego kierowano dzieci płci żeńskiej na wychowanie. Mogły przebywać tam do ukończenia 12 roku życia, co w tamtych czasach uważane było za osiągnięcie wieku dojrzałego. Tu dzieci uczyły się rękodzielnictwa, pobierały naukę, ze szczególnym uwzględnieniem Pisma Świętego. Było to przygotowanie dziewic do zakładania i prowadzenia szlachetnych małżeństw. Taki los spotkał i św. Marię. Za mąż jednak wychodzić nie chciała, bowiem składała śluby czystości. W tej sytuacji kapłani o rozstrzygniecie zwrócili się do Boga. Wezwano wszystkich samotnych mężczyzn z rodu Dawida by złożyli swoje gałązki na ołtarzu w świątyni jerozolimskiej. Wśród nich był także św. Józef. Jedynie jego gałązka wypuściła pędy i zakwitła. Dopiero po tym cudzie św. Maria zgodziła się być żoną św. Józefa. Był on wtedy wdowcem, miał około 80 lat i zamieszkiwał w Nazarecie.
Nic się nie dzieje bez woli Bożej. Przeznaczeniem św. Marii było stać się Matką naszego Zbawiciela. I aby ukryć jej macierzyństwo i nie być posądzoną o cudzołóstwo, za co według prawa Mojżeszowego groziła kara śmierci, Bóg dał Jej opiekuna w osobie św. Józefa. Ale i on początkowo posądzał swoją żonę o ten grzech widząc, że jest w ciąży. Jednakże z szacunku do Niej, chciał potajemnie odprawić z domu. Wynika z tego, że św. Maria zwiastowanie Archanioła Gabriela zachowała jako tajemnicę w swoim sercu. O zwiastowaniu św. Józef dowiedział się dopiero od anioła, po czym otoczył św. Marię szczególną opieką.
Można powątpiewać czy ktokolwiek z wieloosobowej rodziny św. Józefa (miał kilku synów i córek z pierwszego małżeństwa) mógł wiedzieć o zwiastowaniu Archanioła Gabriela i dlatego ciążę św. Marii najprawdopodobniej traktowano jak rzecz naturalną, była przecież osobą zamężną. Po zwiastowaniu odwiedziła św. Elżbietę. I dopiero przy spotkaniu w domu Zachariasza Bóg odkrył Elżbiecie kogo ma przed sobą. Hymny Maryjne, które powstały w tym czasie, zaliczane są do najpiękniejszych utworów w Prawosławiu. A zatem, oprócz św. Józefa, o zwiastowaniu Archanioła dowiedziała się już Elżbieta i Zachariasz. Jest mało prawdopodobne, aby o tajemnicy tej nie wiedzieli rodzice św. Marii, których Cerkiew prawosławna wspomina na każdym nabożeństwie.
Przyjście na świat Zbawiciela również było ukryte przed ludźmi. Bóg narodził się w jaskini betlejemskiej. Wieść o narodzeniu jako pierwsi otrzymali pastuszkowie, strzegący swoich stad w pobliżu Betlejem. Radość tę zwiastowali im aniołowie. Po obrzezaniu 8 dnia i nadaniu imienia Dzieciątku, zgodnie z prawem Mojżeszowym Św. Rodzina udała się do świątyni jerozolimskiej. Spotkał ich św. Symeon i wygłosił prorocze słowa dotyczące zarówno Chrystusa jak i Jego Matki. Po złożeniu darów przez magów i opuszczeniu Palestyny, król Herod wydał rozkaz zabicia w Betlejem i okolicy dzieci płci męskiej w wieku do 3 lat, mając nadzieję, że wśród nich będzie zabity i nowonarodzony Król Izraela. Objawienie się anioła św. Józefowi zapobiegło tragedii. Święta Rodzina udała się do Egiptu gdzie przebywała trzy lata. Według źródeł koptyjskich w miejscach gdzie zatrzymywali się, do dziś istnieją klasztory.
Do Palestyny wrócili gdy Herod już nie żył. Jezus mógł mieć 4 - 5 lat. Wrócili do Nazaretu, biednej mieściny w Galilei nad jeziorem Genizaretskim. Zarówno Bogarodzica jak i Chrystus stali się członkami wieloosobowej rodziny św. Józefa.
Nie wiemy gdzie Chrystus pobierał nauki. Najprawdopodobniej Jego nauczycielką była Matka, która tę wiedzę zdobyła, mieszkając przez wiele lat przy świątyni jerozolimskiej. O niezwykłym talencie i znajomości Pisma Świętego dowiadujemy się, gdy Chrystus miał już 12 lat. Zadziwił znajomością proroctw największych ówczesnych znawców Pisma Świętego, zgromadzonych w świątyni jerozolimskiej.
Dzieciństwo Jezusa upływało w środowisku rodzinnym w Nazarecie. O tym okresie życia istnieje piękna legenda: „był u Chrystusa - młodzieńca sad”... Mówi się w niej, że Chrystus w sadzie tym hodował piękne róże, z których żydowskie dzieci splotły Mu wieniec cierniowy. Wieniec faktycznie splotą ale już legioniści rzymscy. Chrystus aż do pełnoletności, czyli 30 roku życia, pomagał św. Józefowi w jego warsztacie stolarskim. Nie wiemy poza tym nic o tym okresie Jego życia. Oprócz św. Marii i św. Józefa prawdopodobnie nikt z najbliższych nie wiedział kim naprawdę jest Chrystus. Tajemnicę tę św. Józef zabrał do grobu. Zmarł ok. 20 r.n.e.
W Kanie Galilejskiej Chrystus dokonał wielkiego cudu – przemiany zwykłej wody w szlachetne wino. Uczynił to wyłącznie na prośbę Matki, twierdząc, że jeszcze nie nastał Jego czas. Ale wydaje się, że i ten cud nie uświadomił najbliższym kim jest Chrystus. Potwierdzenie tego znajdujemy też u Ewangelistów. Pewnego razu w czasie nauczania zebrało się wokół Chrystusa bardzo dużo ludzi. Wtedy ktoś z zebranych oznajmił, że na zewnątrz oczekują Jego Matka i bracia. Chrystus, wskazując na swoich uczniów powiedział, „Oto Matka moja i bracia Moi, bowiem kto będzie spełniać wolę Ojca Mego niebieskiego, ten będzie Mnie bratem, siostrą i matką” (Mk. 3,31-35). Były to słowa skierowane przede wszystkim do Jego przyrodnich braci – dzieci i wnuków św. Józefa. Uważali oni bowiem, że Chrystus zachowuje się dziwnie, z cieśli zamienił się w nauczyciela ludu. Najprawdopodobniej aby potwierdzić swoją opinię o Chrystusie, zabrali ze sobą Jego Matkę. Bogurodzica od samego początku wiedziała kim jest Chrystus i jaką misję spełnia na ziemi jej Syn.
W innym miejscu Ewangeliści podają, że Chrystus odwiedził miejsca, gdzie spędził większość Swojego życia. Nie okazano Mu adoracji jako prorokowi, za którego uważał Go lud. Dlatego nie uczynił tam żadnego cudu, ale wypowiedział gorzkie słowa: „żaden prorok nie będzie uznany w swojej ojczyźnie” (Łk.4,24).
Ewangeliści, również potwierdzają, że nawet Jego najbliżsi nie rozumieli misji Chrystusa. Przyjmowali, jak większość Izraelitów, że Chrystus będzie królował na ziemi i wybawi naród Izraelski z niewoli rzymskiej. I tak matka Jakuba i Jana – wnuków św. Józefa, prosiła Zbawiciela aby jej synowie mogli zasiadać po obu stronach tronu Chrystusa w Jego Królestwie. Chrystus odpowiedział, że kto zasiądzie przy Nim wie tylko Bóg Ojciec.
Analogicznie rozumował otaczający Chrystusa tłum. Gdy pięcioma chlebami i dwoma rybami nakarmił Chrystus 5 tysięcy ludzi, rozradowany tłum był przekonany, że Chrystus, czyniący takie cuda, w krótce uczyni swoje Królestwo na ziemi i dlatego zamierzali zatrzymać go siłą. Ale Chrystus uniknął zatrzymania.
Sami apostołowie, jako zwykli rybacy, również nie zawsze rozumieli wypowiedzi Chrystusa. I chociaż przez niemal trzy lata byli świadkami wielu cudów, ich wiara była chwiejna. Po zatrzymaniu Chrystusa w ogrodzie Getsemani – rozpierzchli się, a św. Piotr trzykrotnie wyrzekł się swojego Boskiego Nauczyciela. Dopiero spotkanie z Chrystusem po zmartwychwstaniu i zesłanie Ducha Świętego uczyniło z nich heroldów, nieustraszonych głosicieli Ewangelii narodom.
Przy dokonywaniu największych cudów – Przemienienie na górze Tabor, wskrzeszania zmarłych, Chrystus zabierał ze Sobą najbliższych uczniów – Piotra, Jakuba i Jana, będących jakby ostoją wiary w gronie dwunastu.
Wieść o Chrystusie rozchodziła się po Palestynie i okolicach lotem błyskawicy, a to głównie za sprawą tak wielu dokonywanych cudów. Nie było choroby czy kalectwa, opętania czy nawet śmierci, dla których Chrystus nie był uzdrowicielem. Nie szukał rozgłosu, przeciwnie - wszystkim uzdrowionym nakazywał milczenie, nawet wypędzanym z ludzi biesom. One wiedziały kim jest Chrystus, bowiem zwracały się do Niego jako Syna Bożego (Łk.4, 41). Ani faryzeusze, ani biegli w Piśmie, czy otaczające Chrystusa tysiące pątników, niestety nie znały, że Chrystus jest Zbawicielem świata, Drugą Osobą Trójcy Świętej, która przez Swoje wcielenie, śmierć na krzyżu i chwalebne zmartwychwstanie otworzyła nam wszystkim bramy raju. Prawdę tę już od dwóch tysięcy lat wyznają chrześcijanie.
|