Piątek, 2024-04-19, 4:05 PM

Strona Jana pielgrzyma

Menu
Wejście
Kategorie
Pielgrzymki [31]
Bliski wschód [14]
Relikwie i cudowne ikony [32]
Tradycje prawosławia [36]
Relacje międzywyznaniowe [45]
Rozważania teologiczne [48]
Inne [76]
Wyszukiwanie
Statystyka

Online razem: 1
Gości: 1
Użytkowników 0

Katalog artykułów

Główna » Artykuły » Relacje międzywyznaniowe

DROGA DO PRAWOSŁAWIA

O katolicyzmie, a szczególnie o papiestwie,  napisano wiele dzieł teologicznych i naukowych. Autorami ich były osoby reprezentujące różne konfesje wyznaniowe. Zwykle  protestantom, czy prawosławnym,  katolicy przypisują  pewną stronniczość i nieobiektywność w ocenie poruszanych spraw, wychodząc z założenia, że każdy uważa swój Kościół za najlepszy i noszący znamiona prawdy.  Natomiast  dojście do prawdy w Kościele Chrystusowym, dokonane przez wiernego syna Kościoła katolickiego, nie  może nosić znamion  nieobiektywności. Jest to historia niezwykła człowieka, który wbrew przyjętym zasadom i przysiędze mniszej, dokonał wnikliwej teologicznej  oceny papizmu, a zatem i całego katolicyzmu i doszedł do prawdy,  głoszonej wyłącznie przez Kościół prawosławny.  Poznajmy zatem, choć w skrócie,  tę  historię.  

W jednym z najpiękniejszych katolickich klasztorów w północnej Hiszpanii   przebywał pewien mnich franciszkanin, o imieniu Paweł Ballester. Posiadał doskonałe wykształcenie teologiczne, znał kilka języków obcych. Był wiernym synem Kościoła katolickiego, żarliwym wyznawcą wszystkich prawd głoszonych przez ten Kościół.   

Pewnego razu, niosąc posługę w klasztornej bibliotece,  w jego ręce trafiła bardzo stara koperta. Zawierała ona dokumenty związane ze świętą inkwizycją z roku 1647.  Była w niej kopia edyktu papieża Innocentego X. Ogłaszano w nim wyklętym każdego chrześcijanina, który ośmieliłby się wyznawać, popierać lub głosić naukę apostoła Pawła, uznającą autentyczność jego apostolskiego autorytetu. Dokument ten zobowiązywał wszystkich wiernych, pod groźbą pośmiertnej kary, do wiary w to, że apostoł Paweł w ciągu całej swojej apostolskiej działalności, nie zajmował się swoim apostolskim dziełem w sposób wolny i niezależny. Przeciwnie, zawsze  był  pod królewską władzą apostoła Piotra, pierwszego z papieży i książąt Kościoła. Tę absolutną władzę, przez bezpośrednią sukcesję, odziedziczyli wyłącznie kolejni papieże, biskupi Rzymu.

Treść tego dokumentu wywołała zdumienie i niedowierzanie, że coś takiego w ogóle mogło powstać.  Znający dobrze Pismo Święte wiedział jak wielką rolę w krzewieniu chrześcijaństwa odegrał apostoł Paweł i że Kościół zawsze uznawał apostoła   Pawła i Piotra za równorzędnych apostołów. Podporządkowanie go apostołowi Piotrowi  byłoby naruszeniem prawdy teologicznej i historycznej. Wiadomo, przesłanką do tego haniebnego czynu było dążenie Watykanu do ugruntowania bezwzględnego   panowania papieży nie tylko w Kościele ale i w  państwie.

Badając dokumenty mnich stwierdził, że analogiczne twierdzenie na temat apostoła Pawła wyraziło wielu innych papieży, również pod groźbą kar piekielnych dla negujących „tę prawdę”.

Musiałem świadomie wybrać, pisze franciszkanin,  podporządkowanie się albo Ewangelii i Tradycji, albo stanowisku  mojego Kościoła, który naucza: że           chrześcijanin,   pragnący zbawić swoją duszę  musi obowiązkowo wierzyć, że Kościół jest monarchią, w której monarchą jest papież. Monarchiczna władza papieża, jako najwyższego przywódcy i głowy Kościoła, kamienia węgielnego i nieomylnego nauczyciela wiary, Bożego namiestnika na ziemi, pasterza pasterzy, najwyższego kapłana, rozciąga się „Boskim prawem” nad wszystkimi ochrzczonymi chrześcijanami na całym świecie i nad każdym z osobna,   a także  nad każdym Kościołem, każdego rytu liturgicznego i języka, gdyż papież jest pierwszym biskupem każdego biskupstwa na świecie. Ci, którzy odmawiają uznania tej władzy i podporządkowania się jej są schizmatykami, heretykami, bezbożnikami i świętokradcami, zaś ich dusze  trafią do piekła.

Papież, który twierdzi, że jest namiestnikiem i ziemskim pełnomocnikiem Tego, „Którego królestwo nie jest z tego świata”, Tego Który zabronił Apostołom najmniejszej próby dominacji nad wiernymi, jest świeckim władcą, mówi franciszkanin,   kontynuującym w swojej osobie tradycję Rzymu „Wiecznego Miasta”  i cesarza świata.  Świeckie królestwo papieża ogranicza się obecnie do miasta Watykan, które jest autonomicznym państwem, z przedstawicielstwem dyplomatycznym w krajach na pięciu kontynentach, z wojskiem, bronią, więzieniem, walutą, bankiem itp.

W tej sytuacji, tę papieską organizację  trudno jest utożsamiać z Kościołem Chrystusowym, ponieważ nie została ona zbudowana na skale, którą jest Sam Pan, ale na ruchomych piaskach kilku fałszywych przywilejów papieża, odziedziczonych jakoby po Szymonie Piotrze, który jednak ich nigdy nie posiadał. 

Uwieńczeniem swojej wszechmocy, papież ma jeszcze jeden niesamowity i niesłychany przywilej, którego nawet wyobraźnia najdziwniejszych pogańskich religii świata nie zdołała wyśnić. Papież jest Boskim prawem nieomylny, zgodnie z dogmatycznym postanowieniem Soboru Watykańskiego I z 1870 r. Zatem od teraz obecność Świętego Ducha nie jest potrzebna do kierowania Kościołem, ani Pismo Święte, ani Tradycja. Zgodnie z dogmatem o nieomylności, papież i tylko papież, jest Kanonem Wiary i może ogłosić dowolną ilość dogmatów, w które wierni mają obowiązek wierzyć, jeśli chcą uniknąć mąk piekielnych.

Ten sam Sobór postanowił, że gdyby zatem ktoś mówił, że św. Piotr Apostoł nie  został przez Chrystusa Pana ustanowiony księciem wszystkich apostołów, ani wizualną głową Kościoła walczącego, albo że otrzymał tylko prymat honorowy, a nie prawdziwy i właściwy prymat jurysdykcji wprost i bezpośrednio od Pana naszego Jezusa Chrystusa – niech będzie wyklęty.

Ponadto powołując się na Ewangelię św. Jana (rozdz.21)  papiści twierdzą, że Chrystus powierzył apostołowi Piotrowi  zadanie pasterskiej opieki nad Jego barankami i owieczkami, które symbolizują nie tylko wiernych ale i samych Apostołów i biskupów. Wobec tego rola i znaczenie biskupów w Kościele rzymskokatolickim ogranicza się do zajmowania pozycji zwykłych podwładnych władzy papieskiej. Nie są oni nawet następcami Apostołów, gdyż władza, która należała do Apostołów  zniknęła wraz z nimi  i dlatego nie przeszła na ich następców w godności biskupiej.  Skoro zatem według papizmu biskupi nie odziedziczyli żadnej władzy apostolskiej, to nie dysponują   inną mocą poza tą, którą otrzymali od papieża. Czyli prawomocność biskupów wypływa w  prostej linii i bezpośrednio od papieża. Jest to ewidentna obraza  godności biskupiej.

Już od czasów apostolskich biskupi zawsze  sprawowali władzę  opartą na fakcie  następstwa Apostołów  i zarządzali Kościołem z równą mocą i taką samą godnością, jaką mieli Apostołowie. Potwierdzają to  św. Atanazy i św. Grzegorz Wielki, że „dzisiaj biskupi zajmują w Kościele miejsce Apostołów”.  

W Kościele rzymskokatolickim najprawdopodobniej zachowana  została sukcesja apostolska, rozważa franciszkanin,  wyrażana przez nakładanie rąk podczas święceń biskupich, lecz niestety nie ma już prawdziwej sukcesji wiary i nauki apostolskiej. 

Zdumiewające jest także twierdzenie Watykanu na temat Soborów Powszechnych. Same Sobory Powszechne nie mają innej wartości niż ta, którą papież zgodzi się mu nadać. Nie są one, ani nie mogą być niczym innym jak tylko konferencjami chrześcijaństwa. Sobór Powszechny  nie może zaistnieć, jeżeli nie zostanie zwołany pod osobistym przewodnictwem papieża. W dowolnym momencie trwania Soboru Powszechnego, papież i tylko on,  może go przedłużyć, przenieść lub rozwiązać. Wystarczy że wyjdzie z sali mówiąc „nie ma mnie już tutaj” i Sobór Powszechny przemieni się  od tego momentu w prywatne spotkanie, a jeśli zgromadzeni upierają się  przy swoim, w zbiorowisko bezprawne i schizmatyckie. Postanowienia Soboru nie przedstawiają żadnej wartości, jeśli nie przyjmie  ich papież i jeśli nie zostaną uwierzytelnione pieczęcią jego władzy.

Co do dogmatu o prymacie papieży, to Kościół rzymski naucza, że św. Piotr, pierwszy papież, jest kamieniem węgielnym Kościoła, jego władcą i głową  oraz nieomylnym nauczycielem świata.  Jest to oficjalna nauka Kościoła katolickiego, w którą należy wierzyć. Kościół opiera się  na błogosławionym apostole Piotrze, tak jak budowla na swoich fundamentach.

Poszukujący prawdy mnich franciszkanin dochodzi do przeświadczenia, że mało rzeczy w Piśmie Świętym jest równie wyraźnych i jasnych, jak to, że fundamentem  Kościoła nie może być nikt inny oprócz Jezusa Chrystusa,  skałą i fundamentem Kościoła. Słowa Pana: „Ty jesteś Piotr i na tej skale zbuduję Mój Kościół” przytacza wyłącznie Ewangelista Mateusz. Nie ma najmniejszej wzmianki o tym u  innych Ewangelistów. Wygląda na to, że najwidoczniej zapomnieli zanotować w swoich świętych księgach zdania, które według rzymskiego nauczania, stanowi „najważniejszy element chrześcijaństwa, jego streszczenie i esencję”.

Przez pierwsze wieki nikt nie wiedział „na czym opiera się chrześcijaństwo”. Wielki Ojciec Kościoła zachodniego bł. Augustyn w swojej homilii wyjaśnia słowa Zbawiciela: „Na tej skale zbuduję Kościół Mój – nie na Piotrze, którym jesteś, ale na skale którą wyznałeś, gdyż Sam Chrystus jest Skałą”.

Na tej Boskiej Skale, na Swoim prawdziwym Synu, Bóg ustanowił „relatywne fundamenty” czyli ludzkie składniki Kościoła. Fundamentami tymi są wszyscy Apostołowie, spośród których Szymon Piotr  nie zajmuje  żadnego specjalnego stanowiska władzy. W wizji apokaliptycznej Apostoł Jan widział, że budowla Kościoła miała 12 fundamentów, a na nich 12 imion dwunastu Apostołów Baranka.

Z powyższego wynika, że rzymskokatolicka nauka o prymacie apostoła Piotra jest całkowicie sprzeczna z Pismem Świętym, nauką  Apostołów, egzegezą św. Ojców i niewzruszoną tradycją  Kościoła Chrystusowego.

Przypisywanie sobie przez Kościół rzymski  określenia „katolicki” czyli powszechny jest wielkim nieporozumieniem. Prawdziwą wiarą katolicką jest wyłącznie  wiara starożytnego i powszechnego chrześcijaństwa. Tertulian mówił, że katolikiem jest naprawdę ten, kto kocha Prawdę Bożą, Kościół – ciało Chrystusa, ten kto nie pragnie niczego innego poza wiarą Bożą i nie przedkłada nad nią władzy jakiegoś  człowieka, szanując jedynie starożytną  i jedyną wiarę, która została ustanowiona przez Kościół od początków jego istnienia.

Z kolei św. Cyprian mówi: „ci, którzy odeszli od prawdziwej nauki i pierwszej kościelnej jedności „nie mają prawa Bożego, nie mają wiary  w Ojca  i Syna i nie mają życia i zbawienia”.  „Powróćmy zatem tam, do ewangelicznego początku,  do pierwotnego nauczania, które zostało dane przez naszego Pana i do tradycji apostolskiej, skąd wypływa racja naszych myśli i uczynków”.

Wielką pokusą dla wiernych Kościoła Bożego jest sytuacja, gdy błądzą ci,  którzy ich prowadzą w wierze. I pokusa jest tym większa  i poważniejsza, im wyższe stanowiska zajmują ci, co błądzą.  Ogromne zatem  ryzyko ponoszą wierni, którzy  swoje dusze powierzają Kościołowi,  prowadzonemu przez takich pasterzy.

Ze swoich duchowych rozterek franciszkanin zwierzył się swojemu spowiednikowi, również doktorowi teologii. Próbował wyjaśnić, że nauka o prymacie apostoła Piotra, jest całkowicie sprzeczna z Pismem Świętym, Świętą Tradycją i egzegezą Ojców Kościoła. W odpowiedzi usłyszał, że „wielkim i gorszącym błędem jest wiara w to, że wszyscy mogą czytać Pismo Święte. Pisma stanowią ciemny obłok, zasłonę, za którą mogą się chować nawet ateiści. Wiara w jasność Pisma stanowi heterodoksyjny dogmat nieomylnych papieży”.

„Co do Tradycji, jesteśmy zobowiązani podążać przede wszystkim i w pierwszej kolejności za papieżem gdy chodzi o kwestie wiary, a nie za tysiącami świętych Augustynów, Hieronimów, Grzegorzów, Chryzostomów itp. I gdy już zostało nam  z Rzymu dane wyjaśnienie obojętnie jakiego tekstu Biblii, to niezależnie od tego, czy może się nam ono wydawać dziwne lub przeciwne do samego znaczenia tego tekstu, musimy wierzyć, że posiadamy prawdę słowa Bożego”. Stanowisko spowiednika,  oparte zresztą o naukę Kościoła katolickiego, było przysłowiowym „gwoździem do trumny”.  Mnich zaczął poważnie zastanawiać się nad opuszczeniem zakonu, a nawet wystąpieniem z Kościoła rzymskokatolickiego.

W klasztorze uchodził za „czarną owcę”. I chociaż część braci w ukryciu popierała jego poglądy, jednak panujący reżim,  nie dawał żadnych szans publicznej dyskusji na temat papiestwa w Kościele rzymskokatolickim. Przełożeni klasztoru otwarcie twierdzili, że w minionych wiekach  za takie „herezje” niechybnie spłonąłby na stosie.

Mnich ostatecznie opuścił klasztor i oficjalnie powiadomił, że występuje również z Kościoła rzymskokatolickiego. Był w rozterce, gdzie szukać prawdy?  Początkowo znalazł się w kręgu protestantów, którzy przyjęli go z wielką radością. Wszystko co dotyczyło krytyki papizmu było potwierdzeniem wielowiekowej tradycji  i  nauczania tego Kościoła. Jednakże były franciszkanin poszukiwał innych prawd, prawd opartych  na Piśmie Świętym i tradycji starożytnego Kościoła. Prawdy takie znalazł w Prawosławiu, o którym dotychczas nie wiedział prawie nic. Kościół rzymskokatolicki  izolował swoich wiernych od Prawosławia, nie przebierając w środkach. W oficjalnych tekstach, skierowanych do młodzieży szkolnej, rzymskokatolicki Kościół naucza, że schizmatycy wschodni, tzw. „prawosławni” to nic innego jak zgromadzenie bez życia, zmumifikowane i zwiędłe. Małe Kościoły lokalne są bez żadnych cech charakteryzujących prawdziwy Kościół Chrystusowy. Trudno się dziwić, że wiedza o Prawosławiu w katolicyzmie jest bardzo słaba, a nawet wypaczona. Tak jest do dzisiaj.

Pierwsze kontakty z osobami prawosławnymi, i to nawet z Polski, były przypadkowe. Kolejne nawiązał poprzez  Światową Radę Kościołów. Kontaktował się z Grekami. Poradzono mu aby przeczytał dzieło S.Bułgakowa „Prawosławie”. Lektura ta pozwoliła mu poznać czym naprawdę jest Prawosławie. Dowiedział się, że Prawosławie nie posiada w swej wierze dodatkowych elementów, oprócz najistotniejszych i podstawowych prawd chrześcijaństwa, które zostały bezpośrednio objawione przez Jezusa Chrystusa.  Jest jedynym Kościołem, który jako „wierny powiernik wiary ewangelicznej, nigdy nic w niej nie zmienił, ani też nic z niej nie ujął, ani nic do niej nie dodał”. Wszystkie herezje i schizmy odskoczyły od Niego jak bezużyteczne gałęzie, odcięte od winorośli.  On jednak pozostaje niewzruszony w swoim korzeniu, w swojej jedności z Bogiem.  Kto za Nim podąża, podążą za Bogiem. A przejście na Prawosławie oznacza przyjęcie prawdy Ewangelicznej w jej pierwotnej przejrzystości, zaś odejście od Prawosławia jest odrzuceniem i apostazją od chrześcijaństwa w całości.

O Prawosławiu przeczytałem wiele innych dzieł i przeprowadziłem wiele dyskusji teologicznych. Gdy przekonałem co do tego wyznania nie czułem się już opuszczony i samotny. Uświadomiłem sobie, że na Wschodzie i na całym świecie  żyją miliony wyznawców Prawosławia i czułem w duszy, że znalazłem Prawdę, której poszukiwałem niemal przez całe moje życie. Czułem, że posiadłem drogocenną perłę, dla której warto poświęcić wszystko. Udałem się do Aten, gdzie miejscowy arcybiskup przyjął  mnie z ojcowską miłością. Następnie przyjęto mnie w poczet mnichów jednego z monasterów. Po kilku miesiącach wyświęcono   na diakona. Podjąłem studia teologiczne na wyspie Chałki, które ukończyłem w 1958 r. Udzielono mi święceń kapłańskich.

W Fanarze, w rezydencji patriarchatu bizantyjskiego, poznał go prawosławny arcybiskup z Ameryki. Zaproponował mu wyjazd do USA. W 1970 r. przyjął świecenia biskupie. Skierowano go katedrę Nazjanzu, obejmującą Meksyk i Amerykę Centralną. Jego erudycja i wiedza spowodowały, że stał się popularnym kaznodzieją i ulubieńcem wiernych. W 1984 r. z niewiadomych powodów został zamordowany.  Kościół prawosławny stracił wybitnego teologa, wszechstronnie wykształconego misjonarza. Pozostaje jego dorobek teologiczny – wiele dzieł nt.  poszukiwania prawdy Chrystusowej, który być może stanie się przewodnikiem dla  jego naśladowców.

____________________________________

Oprac.na podst. „Moja droga do Prawosławia”

Biskup Nazjanzu Paweł de Ballester

             

 

       

Kategoria: Relacje międzywyznaniowe | Dodał: pielgrzym (2016-06-22)
Odsłon: 1357