Piątek, 2024-03-29, 3:13 AM

Strona Jana pielgrzyma

Menu
Wejście
Kategorie
Pielgrzymki [31]
Bliski wschód [14]
Relikwie i cudowne ikony [32]
Tradycje prawosławia [36]
Relacje międzywyznaniowe [45]
Rozważania teologiczne [48]
Inne [76]
Wyszukiwanie
Statystyka

Online razem: 1
Gości: 1
Użytkowników 0

Katalog artykułów

Główna » Artykuły » Tradycje prawosławia

ANACHORECI GÓR KAUKAZU
Dla wielu z nas życie monastyczne na Kaukazie jest niemal nieznaną. Wiemy, że Kaukaz w większości zamieszkują narody wyznające islam, a wyznawcy prawosławia stanowią tam znikomy procent. Pomimo takich stereotypów, prawosławie na Kaukazie było i jest żywe i dla wielu z nas monastycyzm kaukaski może być odkryciem. Takim odkryciem dla mnie była książka Mnicha Merkurego „W górach Kaukazu”, opisująca dzieje monastycyzmu na Kaukazie w latach 1950 - 1990. Czytając opisy życia pustelników mamy przed sobą opowieść pełną niewiarygodnych zdarzeń. Jest to dziennik mnicha opisujący w jak trudnych warunkach, w okresie prześladowania cerkwi, przyszło się żyć tym wybrańcom Bożym.

Następowała druga połowa XX wieku, koniec lat 50. Prześladowania cerkwi przybierały na sile. Rozpoczęła się era Chruszczowa. Tysiące cerkwi zostało zamkniętych, z monasterów wypędzono mnichów. Więzienia przepełnione. Chruszczow (z pochodzenia Ukrainiec) oświadczył, że niedługo pokaże światu ostatniego prawosławnego duchownego. Czasy zaiste apokaliptyczne. Wszyscy, którzy jeszcze wyznawali Chrystusa musieli się kryć, schodzić do katakumb. Szczególnie trudne czasy nastały dla mnichów. Ci, co jeszcze pozostawali na wolności, mieli i tak już wydane na siebie wyroki przez bogoburczą władzę. Złapanie ich było tylko kwestią czasu. Dlatego też część z nich wybrała Kaukaz.

Rzecz dzieje się w Abchazji, na zachodnich zboczach gór. Dziś tam pielgrzymów zaprasza do siebie niezwykły monaster zwany Nowym Atosem. Przeniknąć w te miejsca niełatwo. Dzielą je już granice. W czasach Związku Radzieckiego granic takich nie było. Było coś gorszego – powszechna kontrola przemieszczania się ludzi, a tym bardziej odzianych w mnisze habity. Pomimo to przenikali. Poszukiwali wyjątkowej izolacji od społeczeństwa. Czynili to z dwóch powodów – poszukiwali miejsc, gdzie mogli w pełni poświęcić się modlitwie, nie bacząc na warunki w jakich będą przebywać, z drugiej strony ukrywali się przed ich prześladowcami. Ale i tu spokoju nie zaznali. Śledzono ich nawet helikopterami. Poszukiwano ich śladów na śniegu. Tropiono jak dziką zwierzynę. Aby nie pozostawiać po sobie śladów część z nich brnęła w górę rzek idąc nieraz w wodzie. Kaukaz w wielu miejscach posiadał roślinność, a nawet lasy. To umożliwiało mnichom budowanie cel, a nawet cerkiewek. Czynili to w pojedynkę, rzadko w dwóch - trzech. Zakładali też mini ogrody aby zapewnić sobie podstawowe produkty żywnościowe. Starali się zamieszkać w miejscach niedostępnych dla ludzi. Znalezienie na śniegu czyjegoś śladu było sygnałem ostrzegawczym, a nieraz zmuszało mnicha do porzucenia swojego miejsca zamieszkania i poszukiwania nowej kryjówki. Góry penetrowane były przez myśliwych. Wykrycie celi mniszej było natychmiast przekazywane milicji. Złapanie mnicha rzadko kończyło się jego wolnością. Mnichów traktowano na równi z przestępcami. Pomimo takiego zagrożenia mnisi trwali w wierze w Boga. Mało tego, warunki w jakich przyszło się im żyć sprzyjały ich wzrostowi duchowemu. Niektórzy z nich pozyskali dar nieustannej, samoczynnej modlitwy, dar niedościgniony dla wielu mnichów, nawet żyjących w naszych czasach. Mowa tu o modlitwie Jezusowej: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznym”. Do modlitwy przyzywał Sam Chrystus: „bądźcie czujni i módlcie się” (Mk.13.33), a także apostoł Paweł: „módlcie się nieustannie” „ (1Ef.5.17). Bez nieustannej modlitwy nie sposób przybliżyć się do Boga – pisał św. Izaak Syryjczyk.

I jeszcze wróćmy do samotnego życia anachoretów. Wielu z nich doświadczało nawiedzeń duchów nieczystych. Szczególnie podczas ciemnych jesiennych nocy, przy krzykach sowy, nagle zaczynały trzeszczeć korzenie drzew, grożące upadkiem na celę mnicha. Innym razem z zarośli docierał przeraźliwy ryk niedźwiedzia, bądź szum zbliżającej się gromady ludzi. Słychać było nawet głosy ich rozmów między sobą. Rano na śniegu nie było po nich śladu. Czasami obok celi zaryczy strasznym głosem jakiś zwierz i do rana już nie zaśniesz. Takie czyny wyprawiały biesy aby wygonić mnicha z jego odosobnienia.
Istnieje niemal powszechne przekonanie, że większość wielkich podwiżników to mężczyźni. Być może tak jest w rzeczywistości. Autor powołanej na wstępie książki opisuje życie także wyjątkowych mniszek. A oto jedna z nich:
Była nią bardzo młoda osoba. Gdy zjawiła się na Kaukazie, tamtejsze mniszki w obawie przed milicją, odmówiły jej wspólnego zamieszkania. Zrozpaczoną bezdomną, jedna z mniszek zaprowadziła do pustej celi usytuowanej wysoko w górze, ukrytej w zaroślach wśród wysokich drzew. Młoda mniszka zmówiła modlitwę i uradowana pozostała tam na zimę. Gdy na wiosnę ponownie odwiedziła mniszki zadano jej szereg pytań: jak przetrzymała surową zimę w samotności. Oświadczyła, że w schowku przy celi było trochę drzewa na opał, więc paliła w prowizorycznym piecu nie wychodząc z celi przez cztery miesiące. Żywiła się jęczmieniem. Idąc w góry kupiła 7 kg nieczyszczonego jęczmienia. Podgrzewała go i oczyszczonym z łusek żywiła się przez cały ten czas. Modliła się nieustannie. Spała zaledwie kilka godzin na dobę, resztę czasu wypełniała modlitwa. I jaki rezultat – zapytały siostry? Modlitwa trwa u mnie samoczynnie, obojętnie czym się zajmuję. Wyczuwam ją w moim sercu. A odzież zimowa? Pozostawiłam ją w Suchumi u znajomej i do niej już nie wróciłam. Na sobie miała wyłącznie lekkie ubranie letnie przykryte mniszą sutanną. Odchodząc, siostry obdarowały ją ciepłym ubraniem. Nie przyjęła jednak niczego z pożywienia – będę żywić się moim jęczmieniem – odpowiedziała. Siostry ogarnęło ogromne zdziwienie. W takim młodym wieku tak wielkie wyrzeczenia – samotne mieszkanie wśród skał wysoko górze, gdzie wykluczona jest pomoc w przypadku choroby czy jakiegoś nieszczęścia. I uzyskany efekt tego wyrzeczenia – nieustanna modlitwa Jezusowa. To zaiste wielki dar Boży za tak wielkie poświęcenie dla Chrystusa. Być może, ta niezwykła anachoreta do dziś niesie swój podwig gdzieś w górach Kaukazu.

Innym niezwykłym anachoretą okazał się człowiek, który uciekając przed prześladowcami, kilkakrotnie zmieniał miejsce swojej kryjówki. W końcu wybrał miejsce szczególne. Wędrując po górach zwrócił uwagę na wyjątkowo grubą lipę, liczącą chyba ze sto lat. Gdy zapukał w pień echo potwierdziło, że w środku jest pusta. Wyrąbał więc otwór i zobaczył jak wielka jest przestrzeń w środku pnia. Postanowił tam zamieszkać. Przez cały dzień usuwał zmurszałe części pnia. W końcu powstała prawdziwa cela do zamieszkania. Była to kryjówka, której nie sposób było wykryć nawet z helikoptera. Przeniósł tam swoje rzeczy i zaczął mieszkać niczym w barci pszczelej. Najbardziej dokuczały mu mieszkające w pustym pniu myszy, grasujące po nocach. Jednakże te niewinne stworzenia były o wiele mniej dokuczliwe niż człowiek pozbawiony wiary w Boga i wszelkiej moralności. A bardzo wielu takich ludzi wychowała bezbożna władza.

I na zakończenie przytoczmy jeszcze zdarzenie, a właściwie cud jaki wydarzył się na Kaukazie. Jak już było powiedziane za czasów Chruszczowa, mnichów w górach Kaukazu tropiono nawet helikopterami. O wydarzeniu opowiada pilot jednego z helikopterów. Żołnierze otrzymali rozkaz pojmania 11 mnichów ukrywających się w górach. Tropiono ich przez kilka dni. Mnisi przesuwali się co raz wyżej w góry. Obserwował ich oficer sterujący helikopterem. W pewnym momencie wydał rozkaz żołnierzom aby zatrzymali się, gdyż mnisi znaleźli się nad przepaścią i mogą popełnić samobójstwo. Innego wyjścia nie mają. Pilot był nisko i widział nawet twarze mnichów. Nagle zobaczył, że mnisi wzięli się za ręce, utworzyli krąg i stanęli na kolana, widocznie dla modlitwy przed tym co ma nastąpić. W takim stanie trwali jakiś czas. Następnie jeden z mnichów, co był w środku kręgu, wziął dwa kije podróżne i złożywszy je na znak krzyża trzykrotnie przeżegnał przepaść, którą miał tuż przed sobą. Następnie przeżegnawszy się wolno ruszył w przepaść i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie wpadł w nią lecz szedł jakby po lądzie. Po chwili to samo uczynili pozostali mnisi. Jeden za drugim stąpali w powietrzu jak na po lądzie, wznosząc się co raz wyżej i wyżej aż utraciłem ich z pola widzenia. Z wrażenia z trudem wylądowałem. Obstąpili mnie żołnierze zapytując gdzie podziali się mnisi. Odpowiedziałem – poszli do nieba. Wywołało to burzę śmiechu. Dowództwo również nie chciało uwierzyć w to co się wydarzyło. Oddałem więc swoją legitymację partyjną i złożyłem wniosek o przeniesienie do rezerwy. Po czasie przyjąłem chrzest i stałem się wierzącym człowiekiem. Na własne oczy przekonałem się jaką moc posiada wiara.

I tak Chruszczowowi nie udało się zrealizować swojego planu unicestwienia Cerkwi. Potwierdziły się zatem słowa Samego Chrystusa, że nawet siły piekielne nie zdołają zniszczyć Cerkwi. Przetrwała ona pomimo prześladowań i ogromnych zniszczeń. Najstraszniejsze są zniszczenia samej wiary w ludziach. Materialne zniszczenia jak widzimy są odbudowywane. Dla odbudowy sumień ludzkich i powrotu do wiary ojców potrzebne są dziesięciolecia.

Źródło: Wspomnienia o starcu Achile. Kijów 2006 r.
Kategoria: Tradycje prawosławia | Dodał: pielgrzym (2018-07-08)
Odsłon: 494