Piątek, 2024-03-29, 4:51 PM

Strona Jana pielgrzyma

Menu
Wejście
Kategorie
Pielgrzymki [31]
Bliski wschód [14]
Relikwie i cudowne ikony [32]
Tradycje prawosławia [36]
Relacje międzywyznaniowe [45]
Rozważania teologiczne [48]
Inne [76]
Wyszukiwanie
Statystyka

Online razem: 1
Gości: 1
Użytkowników 0

Katalog artykułów

Główna » Artykuły » Relikwie i cudowne ikony

Z O J A
 
 
Omówimy wielki cud jaki wydarzył się w 1956 roku w Rosji w mieście Samara. Mieszkała tu pewna kobieta z córką o imieniu Zoja. Zbliżał się Nowy Rok. Córka wbrew woli matki, gdyż według starego kalendarza był jeszcze post, postanowiła urządzić sylwestrową potańcówkę. Zaprosiła kilka koleżanek i kolegów, w tym swojego narzeczonego Mikołaja. Puszczono muzykę i rozpoczęły się tańce. Wobec tego, że narzeczony Zoi spóźniał się - do tańca wzięła ikonę św. Mikołaja. Na prośbę zebranych aby tego nie robiła, odpowiedziała, że jeśli jest Bóg to ją ukaże. Nagle w mieszkaniu powstał niesamowity szum, wicher i oślepiające światło. Wszystkich ogarnęło przerażenie i wybiegli z mieszkania. Pozostała tylko Zoja trzymająca na piersi ikonę świętego. Stała jak kamień, zimna i nieprzytomna.
Wezwani lekarze próbowali zastrzykami przywrócić ją do życia. Igły niestety łamały się napotykając zamiast ciała – kamień. Próba zabrania dziewczyny do szpitala też okazała się niemożliwa. Zoi nie sposób było ruszyć z miejsca. Nogi jej były jakby przykute do podłogi. Jednakże wyczuwało się bicie serca – Zoja więc żyła. Matka po powrocie do domu, gdy usłyszała o zajściu i zobaczyła skamieniałą córkę - zemdlała. Wieść o wydarzeniu lotem błyskawicy rozeszła się po okolicy. Do domu Zoi zbierały się tłumy. Nie podobało się to ówczesnej władzy i aby temu zapobiec postawiono warty milicyjne. Dom zamknięto. Dyżurowało w nim na zmianę po dwóch milicjantów. Nocami obok Zoi czuwała matka. Pewnej nocy około godziny 12, Zoja zaczęła bardzo głośno krzyczeć błagając matkę by się modliła, bowiem zginiemy w grzechach. Krzyki skamieniałej Zoi były tak przeraźliwe, że młodzi milicjanci posiwieli. O wydarzeniu poinformowano patriarchę prosząc o modlitwy. Patriarcha odpowiedział: „Ten kto ukarał, ten i zlituje się”. Zoję badało wielu lekarzy, w tym lekarz z Moskwy. Byli bezradni. Przy Zoi modlili się też miejscowi duchowni. Nie byli jednak w stanie przejąć ikonę od Zoi.
Na Boże Narodzenie przybył z klasztoru duchowny o imieniu Serafin. Oświęcił wodę i skropił ją całe mieszkanie. Po tym przejął ikonę świętego. Zoja nie stawiała oporu. Przepowiedział, że rozwiązania należy oczekiwać w Wielkim Dniu, tj. na Wielkanoc. Jeśli ono nie nastąpi - zbliża się koniec świata. Zoję odwiedził też metropolita Krutickij Mikołaj, który po modlitwach powtórzył słowa mnicha.
Dwa dni przed świętem Zwiastowania Przenajświętszej Marii Panny, do domu Zoi próbował wejść starszy człowiek. Milicja jednak go nie wpuściła. Pozwolono mu wejść dopiero za trzecim razem tj. w dniu Zwiastowania. Pilnujący słyszeli jak przybysz powiedział do Zoi: „Chyba zmęczyło już ciebie stanie”. Po chwili św. starzec zniknął. Nikt nie wątpił, że Zoję odwiedził sam św. Mikołaj.
I tak Zoja stała 128 dni do samej Wielkanocy nie przyjmując żadnych posiłków ani wody. W noc Wielkanocną Zoja zaczęła znowu głośno wołać „Módlcie się”. Na pytanie milicjantów dlaczego tak głośno krzyczy, odpowiedziała: „Strach, ziemia płonie. Módlcie się. Cały świat ginie w grzechu, módlcie się”. W tym czasie Zoja ożyła. Ciało jej powróciło do normalnego stanu. Położono ją do pościeli. Nadal błagała aby ludzie modlili się, bowiem świat tonie w grzechu. Na pytanie – „Jak żyłaś, kto cię karmił” odpowiedziała: „Gołębie mnie karmiły”. Odpowiedź wskazywała, że Bóg, po modlitwach św. Mikołaja, wybaczył jej grzech.
Wydarzenie to bardzo silnie podziałało na ludzi i wielu uwierzyło w Boga i przyjęło chrzest. Naród usłuchał głosu Zoi, i wbrew zakazom władz, zapełniły się świątynie i tysiące ludzi zaczęło się modlić. Na trzeci dzień Wielkiej Nocy Zoja odeszła. To Duch Święty utrzymywał ją przy życiu przez tak długi czas, kiedy tak stała odpokutowując swój grzech. I grzech jej został odpuszczony. Powróciła do życia, ale już w innym świecie, zgodnie z imieniem, które nosiła, bowiem - Zoja oznacza Życie.
 Wydarzenie to, tuszowane przez ówczesne władze, odbiło się jednak szerokim echem po kraju. Dla wielu otworzyło oczy do czego może prowadzić tak powszechna w tych czasach profanacja świątyń i świętych obrazów. W Rosji jest wiele dowodów, że ludzie, którzy to czynili, burzyli świątynie - sami wkrótce ginęli. Ten wielki cud w Samarze pokazuje jakim bogactwem dysponuje Prawosławie. Naucza nas iż święte ikony nie są zwykłymi obrazami, to zaiste małe okienka do innej rzeczywistości. To nasze łączniki ze światem niewidzialnym - świętymi, z Przenajświętszą Bogarodzicą i Samym naszym Zbawicielem Jezusem Chrystusem. Szanujmy więc je i adorujmy w modlitwach. ______________________________
„Niepoznannyj mir Wieri”, Moskwa 2002 r.
 
 
P.S. Opisując ten niezwykły cud w Samarze, związany z osobą świętego Mikołaja, przyszło mi na myśl wydarzenie, w którym uczestniczyliśmy jako pielgrzymi do sanktuariów Rosji. Było to kilka lat temu. Po odwiedzeniu świątyń w Rydze, Piuchticach, Petersburgu udaliśmy się do Nowgorodu. Tam w jednym z klasztorów mieliśmy nocować. Rezerwację miejsc załatwił nam duchowny z Petersburga. Gdy dotarliśmy do Nowgorodu była już noc. Nie bardzo wiedzieliśmy gdzie znajduje się klasztor, w którym mieliśmy nocować. Trafiliśmy więc pod bramę jednego z klasztorów w nadziei, że to ten. Pomimo kołatania nikt nam nie otwierał. Więc zaczęliśmy się modlić, głównie do św. Mikołaja. Po godzinie byliśmy już pod wrotami kolejnego klasztoru. Oba klasztory położone z dala od miasta na odludziu. I tu kontynuowaliśmy nasze modlitwy. Nadal cisza. Bzyczą tylko ogromne komary wielkości niemal os. Aby je odpędzić łamaliśmy gałęzie krzewów. Kierowca oświadczył, że w autobusie nocować nie można, bo nie zezwalają przepisy unijne. Beznadzieja. A modlitwy trwają. I oto na tym odludziu pojawia się samochód osobowy. Zabiera naszego duchownego i kierowniczkę pielgrzymki Panią Irenę i zawozi do jeszcze jednego klasztoru, gdzie faktycznie na nas czekano, już nawet z zaniepokojeniem. Wracają więc po nas i ten sam przypadkowy kierowca wskazując drogę zawozi nas do klasztoru. Pokonał on trasę minimum 100 km. Na pytanie dlaczego jechał na to odludzie, gdzie czekaliśmy pod bramą. Nie umiał powiedzieć. Coś (a może ktoś) go tam skierował i bez wahania zgodził się nam pomóc. Mówił, że jeszcze nie jest wierzący, ale wierzącą jest jego matka. Być może to wydarzenie, a przede wszystkim święty Mikołaj, pomoże mu znaleźć drogę do Prawosławia, tak jak nam pomógł znaleźć w ciemnościach poszukiwany klasztor. Nie przypadkowo Cerkiew mianuje tego świętego Mikołajem Cudotwórcą. „Święty ojcze Mikołaju módl się za nas grzesznych”.
Kategoria: Relikwie i cudowne ikony | Dodał: pielgrzym (2009-11-18)
Odsłon: 6081