Piątek, 2024-04-19, 1:25 PM

Strona Jana pielgrzyma

Menu
Wejście
Kategorie
Pielgrzymki [31]
Bliski wschód [14]
Relikwie i cudowne ikony [32]
Tradycje prawosławia [36]
Relacje międzywyznaniowe [45]
Rozważania teologiczne [48]
Inne [76]
Wyszukiwanie
Statystyka

Online razem: 1
Gości: 1
Użytkowników 0

Katalog artykułów

Główna » Artykuły » Tradycje prawosławia

PRAWOSŁAWNE TRADYCJE BOŻONARODZENIOWE PODLASIA
Od niepamiętnych czasów Podlasie świętuje Boże Narodzenie według kalendarza juliańskiego. Okres przygotowawczy do Świąt to czterdziestodniowy post, zwany Postem Filipowym, lub nawet filipówką. Na Podlasiu nie znane były tzw. półposty, czyli wyłączenie z jadłospisu li tylko potraw mięsnych. Wszystkie posty były przestrzegane rygorystycznie.
 
Urodziłem się w rodzinie wielodzietnej. Było nas 4 braci i 2 siostry. Gdy nastawał post nie było nawet dyskusji czy pościmy. Było to tak oczywiste jak chodzenie do cerkwi w niedziele i święta.
 
Na zimę na post szykowało się beczkę kiszonej kapusty, cebulę, buraki, olej lniany no i oczywiście wiele ziemniaków. Chleb był zawsze pieczony w domu z mąki żytniej razowej. Dziś takiego nawet w Warszawie nie uraczysz. W tym samym piecu chlebowym gotowano zupy – kapuśniak, ziemniaczanka (kulesz), zacierka, barszcz buraczany – wszystko z zasmażką cebulową na oliwie. Były to dania śniadaniowe i obiadowe. Na kolację zwykle gotowało się ziemniaki podawane z kapustą kiszoną, bądź z wodą, w której były gotowane. Nie było tradycji picia herbaty. Czasami gotowano kawę zbożową marki Turek. Na przekąskę przysmakiem był razowy chleb, polany olejem lnianym i posypany solą. Nie głodowaliśmy i wszyscy, oprócz taty (ale to już inna historia) byliśmy zdrowi. Palił tylko tata i najstarszy brat (już nie żyją).
 
Wieczorami po kolacji zasiadaliśmy zwykle  przy piecu chlebowym, który był ciepły prawie przez dobę, i kolędowaliśmy. Większość kolęd znaliśmy na pamięć, ale były też śpiewniki przepisywane ręcznie. Śpiewanie było tradycją nie tylko Bożonarodzeniową, śpiewaliśmy cały rok. Z pieśni tych jeszcze jako mały chłopiec dowiadywałem się co to Poczajew, Góra Afon. Tata dużo czytał i miał dobrą pamięć więc opowiadał bardzo ciekawe historie z żywotów świętych. W domu nie było radia ani gazet. Zasłyszane wiadomości przynosili nam sąsiedzi. Kontakt z innymi ludźmi był w cerkwi, do której chodziliśmy regularnie.
 
Okres postu Bożonarodzeniowego poświęcaliśmy z kolegami na budowę gwiazdy i uczenie się kolęd. W robieniu gwiazdy pomagał nam dziadek. Gwiazdy nasze były wspaniałe z szybą (folią) o średnicy nieraz ponad pół metra. W środku było oświetlenie na  baterie płaskie. Całość gwiazdy smarowaliśmy olejem aby była przejrzysta. Był to czas radości i oczekiwania na święta.
 
Gdy zbliżała się wigilia, z komory donosiły się zapachy mięsnych wyrobów świątecznych. Zwykle rodzice bili pod święta utuczonego wieprza. Sama wigilia przebiegała już prawie jak święto.W tym szczególnym dniu obowiązywał ścisły post. Praktycznie nie spożywalismy nic do kolacji wigilijnej. Dom był uprzątnięty. Przynosiło się siano. Kładliśmy je pod obrus i na krzesła, a w kącie stawiano wiązkę zboża.  Nie było tradycji ubierania choinki.
 
Potrawy wigilijne były dość skromne. Zwykle mama wypiekała placki z mąki pszennej. Moczyliśmy je w mleku, uzyskiwanym ze zmielonego maku z miodem. Z owsa gotowało się żur przypominający kisiel. Była zupa grzybowa. Gotowano kompot z suszonych jabłek i gruszek. Rzadko na wigilii były jakieś ryby, czasami były śledzie. W tamtych powojennych czasach trudno było marzyć o dzisiejszych dwunastu potrawach wigilijnych.
 
Nabożeństwo zaczynało się o godzinie drugiej w nocy. Do cerkwi szło się po ciemku. Zimy były mroźne i nieraz bardzo śnieżne. Po jutrzni zwykle była przerwa, aby ludzie mogli się nieco ogrzać u sąsiadów. Spóźnialscy przystępowali wtedy do spowiedzi. Nabożeństwo kończyło się o świcie. Do domu leciało się jak na skrzydłach. Na początku zaglądaliśmy do obory ze zwierzętami na pamiątkę, że i ich przodkowie niegdyś byli przy narodzeniu Chrystusa.
 
Śniadanie było wielką świąteczną ucztą. Do dziś pamiętam smak kaszanki podgrzanej w czarnej glinianej misce. Po opuszczeniu domu rodzinnego już nigdy nie jadłem tak smacznej kaszanki. Były też pyszne kiełbasy, napychane palcem przez ucho klucza, pieczone szynki i inne mięsa. Zwykle w święta nie jedliśmy czarnego chleba. Zawsze pieczono chleby pszenne. Nazywaliśmy je pierogami. Były też wspaniałe bułki i wiele innych przysmaków.
 
Napierwszy dzień Bożego Narodzenia wieczorem zwykle chodzili kolędnicy.
My też w grupie kilkunastu chłopców z niezwykle piękną gwiazdą pojawialiśmy się przed oknami świętujących domów. Dzieci przylepiały swoje nosy do szyb i były zauroczone. Nieraz zapraszano nas do domów i częstowano smakołykami. Śpiewaliśmy po kilka kolęd przed każdym domem. Z napotkaną konkurencyjną grupą kolędników trzykrotnie kłanialiśmy się gwiazdami. Dziewczyny kolędowały bez gwiazd, same wyglądały jak gwiazdy. Zebrane pieniądze dzieliliśmy po równo i przeznaczaliśmy na zakupy do szkoły. Z radości kolędowania nie czuliśmy ani zimna, ani zmęczenia.
 
Z perspektywy minionych lat można stwierdzić, że piękne to były tradycje. Wspomnienia o tamtych latach, czasach naszej młodości, nieraz wyciskają łzę w oku. Gdzie są dziś rodziny, w których do rodziców mówiło się na „wy”, a witając się całowało ich ręce? I choć żyliśmy skromnie była to zwarta, szanująca się rodzina i takie relacje pozostały.
 
Jak dziś patrzę na rodziny moich dzieci i wnuków, już mieszkających z dala od Podlasia, z radością upatruję w nich kontynuację dawnych tradycji - pobożność, szacunek dla rodziców, przestrzeganie postów, modlitwa przed i po posiłku,  śpiewanie kolęd i niezwykle uroczyste obchodzenie wigilii i samych świąt. Nie wszystko, co przynosi nam współczesny świat, musimy wnosić do naszych domów, do naszych rodzin. Starajmy się chronić nasze dzieci od zgubnego wpływu zachodniej, dziś już niemal w całości laickiej,  cywilizacji.  
Kategoria: Tradycje prawosławia | Dodał: pielgrzym (2011-12-18)
Odsłon: 3661