Czwartek, 2024-03-28, 4:52 PM

Strona Jana pielgrzyma

Menu
Wejście
Kategorie
Pielgrzymki [31]
Bliski wschód [14]
Relikwie i cudowne ikony [32]
Tradycje prawosławia [36]
Relacje międzywyznaniowe [45]
Rozważania teologiczne [48]
Inne [76]
Wyszukiwanie
Statystyka

Online razem: 1
Gości: 1
Użytkowników 0

Katalog artykułów

Główna » Artykuły » Inne

ŻYCIE WSPÓŁCZESNEGO CZŁOWIEKA

     

Pojawiamy się na tym świecie z niebytu. Od naszych rodziców otrzymujemy w  genach zarówno podobieństwo ciała  jak i charakteru,  zdolności, a także skłonności do pewnych chorób, a nawet  dewiacji. W genach przejmujemy także skutki upadku naszych prarodziców Adama i Ewy. Są to:  wszelakie żądze, skłonności do czynienia zła i najważniejsze, że kiedyś umrzemy. Jesteśmy więc w pewnym sensie kopią naszych rodziców. Dobrze gdy nasze pojawienie się na świecie było oczekiwane. Mamy wtedy szansę na otoczenie nas przynajmniej matczyną miłością. Czasami jesteśmy dzieckiem niechcianym i wtedy już od dzieciństwa cierpimy. Z reguły do roku czasu, a więc do stanięcia na nogi, skazani jesteśmy na bezpośrednią opiekę osób starszych. Od drugiego – trzeciego roku życia już zaczyna się nasza edukacja. Dobrze jak w tym uczestniczy matka. Dziś rodzice są zaganiani pracą i naszą edukację wtedy przejmuje ekran telewizyjny. Jeszcze za czasów tzw. komuny filmy dla dzieci nie były tak szkodliwe jak obecnie. Dzieci, które wyrosły na pszczółce Mai z cudownym śpiewem Wodeckiego, kreciku, Bolku i Lolku,  Reksiu, a nawet kukiełkach były zdrowsze psychicznie. Filmy te nie niszczyły tak psychiki dziecka  jak kreskówki wyświetlane obecnie. Już wielu psychologów alarmuje, że współczesne filmy dla dzieci nie są wychowawcze, że  zawierają  wiele agresji, czarów, i negatywnie wpływają na rozwój psychiczny dziecka. Większość filmów jest produkcji amerykańskiej, a wiemy co tłoczy do Europy tamten kontynent. Szkoda, że zniknęła, chyba bezpowrotnie, nasza rodzima kinematografia dla dzieci. 

Ciąg dalszy naszej edukacji  następuje w przedszkolu. Również   sposób tej edukacji ma wiele do życzenia. Jednakże okres ten, do momentu pójścia do szkoły, należy uznać na prawdziwie dziecięcy, pełen zabaw i rozrywki. Niemal pełna swoboda.

Począwszy od pierwszej klasy aż do zakończenia naszej edukacji, trwającej nieraz i 15 lat, to okres ograniczenia naszej swobody. Od początku każą nam po kilka godzin dziennie spędzać w bezruchu w niewygodnych ławkach, deformujących nasze kręgosłupy. Zaczynają uczyć nas pisać i czytać to co ktoś już napisał. Potem dowiadujemy się wiele ciekawych  rzeczy o świecie. Wiele z tego oglądamy w telewizji. Już niemal od pierwszych klas dowiadujemy się jak rodzą się dzieci, co dorośli  kryją pod swoim ubraniem i do czego to coś służy. Dowiadujemy się co to jest seks, ciąża i jak jej zapobiec. Informują nas, że istnieją   panowie, którzy nie interesują się paniami,  żyją parami  i zwą ich gejami. Czasami panowie tacy biorą na wychowanie cudze dzieci. Przeraża to nas gdyż nikt nam nie zastąpi mamy.

Uczą nas, że pochodzimy od  małp, że życie na ziemi bierze swój początek od bakterii itp. itd. Nic nam nie mówią o Bogu. Mama też nic na ten temat nie wie, widocznie miała taką samą „wykształconą” mamę jak moja. Rodzice mówią jak dorośniesz wszystkiego się dowiesz i wybierzesz własną drogę życia. I tak z upływem lat   stałem się dorosły. Ukończyłem studia. Jestem specjalistą w wybranej dziedzinie. Znam kilka języków obcych. Podjąłem pracę – kolejne zniewolenie i to niemal na całe życie. Stresuję się, że nie podołam, że w każdej chwili mogę stracić pracę. Nie mam wolnego czasu. Laptop zabieram do domu by wykazać się pracowitością.  Zakładanie rodziny przechodzi na plan dalszy. Bo i po co? Pełno dziewczyn czekających na „poderwanie” i wspólne spędzenie   dni, miesięcy by potem zmienić partnerkę. W obecnej dobie seks stał się towarem ogólnie dostępnym,  sposobem na odreagowanie, jest bezpieczny,  środki antykoncepcyjne w każdej aptece. Żyć nie umierać. Bywa, że tak spędzamy całe nasze życie. Gromadzimy wokół siebie przeróżne rzeczy,  ich zdobywanie to niemal cel naszego  życia. Czasami prowadzimy własny interes. Wtedy już pogrążamy się w nim całkowicie i już nie mamy dla siebie chwili wolnego czasu.

Po latach zauważamy, że siwieją nam włosy, tracimy energię,  dają o sobie znać dawne schorzenia i przebyte choroby - najwidoczniej zbliża się starość. A ilu z nas nie dożywa  tej chwili i pada w drodze do robienia kariery. Czasami przychodzi zaduma nad spędzonym życiem, naszymi osiągnięciami i rzadko znajdujemy zadowolenie z naszych dokonań. Z biegiem lat widzimy, że  to wszystko było „marnością nad marnościami” jak mawiał wielki Salomon. Niestety, większość z nas dochodzi do takich wniosków w końcu swoich dni, po przeżyciu  wydzielonego nam czasu na gościnny pobyt na tej wspaniałej planecie ziemi. Sam fakt, że myśli takie mącą nam w głowie świadczy, że coś w życiu pominęliśmy, z czegoś zrezygnowaliśmy, być może świadomie pewne sprawy zignorowaliśmy. Nie zastanawialiśmy się w ciągu nieraz długiego naszego życia dokąd zmierzamy czy naprawdę wszystko   kończy  się z momentem naszej śmierci.

Aby rozwiać te wątpliwości czasami sięgamy po dostępne wszędzie Pismo Święte. Dowiadujemy się, że istnieje inny świat, świat duchowy, że oprócz ciała posiadamy nieśmiertelną duszę. Szczęśliwy jest  człowiek, który przełamie swoje zobojętnienie, a nawet niechęć i zagłębi się w te tajniki i zacznie  uświadamiać sobie, że istnieje Bóg i życie wieczne. Czytamy, że wielu wielkich uczonych, głównie ateistów, na podstawie swoich badań i obserwacji świata, uwierzyło  w istnienie Boga. Do nich należą takie wybitne postacie jak: Albert Einstein - fizyk,  Izaak Newton – fizyk, Abraham Lincoln – prezydent USA, Antuan Bekkeler – fizyk, Blez Paskal – matematyk i wielu innych. Dowiadujemy się, że cała wiedza ludzka, jeśli nie prowadzi do poznania Boga, jest w pewnym sensie czasem straconym. Nie do tego został powołany człowiek, znacznie wyższy cel w życiu wyznaczył mu Stwórca. Celem tym jest poznanie Boga i dostąpienie życia wiecznego w miejscu, o którym Apostoł Paweł powie: „Oko ludzkie nie widziało i rozum nie wyobraża co przygotował Stwórca miłującym Go”. Okazuje się, żeby osiągnąć ten cel nie jest konieczne nasze wyższe świeckie wykształcenie, obycie cywilizacyjne, obce języki, nasza wiedza i doświadczenie. Wszystko to można mieć, ale życie nasze musimy podporządkować dwóm ewangelicznym regułom – miłować Boga całym swoim jestestwem i bliźniego naszego jak samego siebie.  Pismo Święte   naucza nas, że w tym zamyka się pełnia naszego życia i w tym znajdziemy radość i szczęście, o które tak walczyliśmy przez całe życie. Czytamy, że tę szczęśliwość osiągali ludzie prości nawet bez wykształcenia. Wielu z  nich odrzuciło wszystko co oferuje  współczesny świat, nasza cywilizacja i wybrało niezrozumianą dla wielu drogę samotności i wyrzeczeń. Zamknęło się gdzieś w samotniach lub w klasztorach. Zdarzały się przypadki, że tak czynili ludzie, którzy w życiu świeckim dostąpili najwyższych zaszczytów i godności. Tak, na przykład, postąpił uwielbiany przez Europejczyków car Aleksander I, który po zwycięstwie nad Napoleonem, zrezygnował z władzy i ostatnie lata swojego życia spędził jako pustelnik. Zastanawiające, jakie szczęście można mieć mieszkając na odludziu, nieraz w szałasie, cierpiąc niewygody i nawet głód. A jednak; nie jest to omamienie czy szczęście  urojone, ale jak najbardziej autentyczne. Chrystus mówił:  Królestwo Niebieskie jest wewnątrz was. Polega ono na obcowaniu człowieka z Bogiem. Przykłady świadczą, że szczęśliwości tej można dostąpić nie koniecznie będąc mnichem. Wystarczy być chrześcijaninem, poznać prawdy wiary, przystępować do sakramentów   i żyć zgodnie z nauką zawartą w Ewangelii. Tak żyło wielu wybitnych postaci, którym nie przeszkodziła w dostąpieniu świętości ich działalność na polu świeckim.

Szkoda, że do takich wniosków dochodzi dziś znikoma ilość ludzi. Większość z nas żyje dniem dzisiejszym  nie myśląc za wiele co będzie dalej. Z życia staramy się wziąć maksimum tego co oferuje nam nasza cywilizacja, do czego skłaniają nas istniejące w nas wszelakie żądze i  potrzeby naszego ciała. A więc podążamy tak zwaną „szeroką drogą”, o której mówił Chrystus i która wiedzie nas, a właściwie nasze dusze, niestety, na wieczne zatracenie.

Kiedyś wiarę w Boga tępił u nas komunizm.  Dziś powiew z Zachodu wywiał z  niegdyś chrześcijańskiej Europy, resztki chrześcijaństwa. W to miejsce przychodzą wyznawcy Mahometa. I ci, którzy zatracili wiarę w prawdziwego Boga, i przybysze z Azji, podążają tą samą „szeroką drogą” ku wieczności. A wydawało się, że w dobie dobrobytu i wolności nieco zmądrzejemy, zadbamy nie tylko o nasze ciało ale i nasze dusze. Potwierdza się zatem  stare porzekadło – największym wrogiem człowieka jest on sam.

Nie obiektywnym byłoby stwierdzenie, że w Europie odrodził się ateizm. Dzisiejszy stosunek wielu ludzi do Kościoła jest raczej obojętny. Kościół traktują jak wiele innych instytucji, bez których można w zupełności się obejść.  Bywałem  w wielu krajach Europy. Zadziwił mnie nie tylko wysoki poziom życia w tych krajach, czystość, ład i porządek, ale szczególnie duża życzliwość  wobec innych ludzi. W Bawarii witają wszystkich „Gruss Gott”, co jest odpowiednikiem naszego „Niech będzie pochwalony…”  Nie jest to miara pobożności, ale bardziej tradycja. Większość ludzi na Zachodzie żyje w dostatku. Szanują i doceniają ten stan. Jest to   dorobek ich życia. Dbają o wykształcenie swoich dzieci, ich rozwój intelektualny. Cenią kulturę i rozrywkę. I wydaje się, że oprócz zdrowia i zachowania tego co posiadają,  niczego więcej od życia nie pragną. Stan taki zadowala wielu. Ludzie  starają się nie czynić zła bliźniemu, nie popełniają ciężkich grzechów i uważają, że bycie dobrym człowiekiem załatwia sprawę. Praktykowanie religii traktują niejako przesąd. Tak  też   uważała inteligencja rosyjska  na przełomie XIX i XX w. - rezultat totalna  jej zagłada   po rewolucji w 1917 r.

W protestantyzmie nawet grzech nie zalicza się do grzechu, bowiem ofiara Chrystusa zasłania przed Bogiem te grzechy. I choć katolicy tak nie uważają,  postępują podobnie. Na dodatek do Europy wkroczył z całą mocą satanizm. I to nie tylko jako filozofia ale realna praktyka. Z miejsc publicznych zniknęły krzyże. W niektórych miejscach odprawiane są „czarne msze”.  Za noszenie na sobie krzyżyka  zwalniają z pracy. Wprowadzono prawo do aborcji i nawet w niektórych krajach do eutanazji. Z podziemi wyszły wszelakie dewiacje seksualne z homoseksualizmem na czele. Przedstawiciele tych orientacji domagają się ich publicznej akceptacji i prawa do wychowywania dzieci. Fala „nowych zdobyczy cywilizacji” zalewa świat. Ulicami miast podążają parady tzw. „równości”. W mediach i reklamie również pełno tego brudu. W Norwegii ostatnio Kościół protestancki postanowił udzielać kościelnego ślubu parom tej samej płci. W efekcie tysiące wiernych wystąpiło z tego Kościoła.      

Czy w takich warunkach możliwe jest zachowanie wiary w Boga?  Gdybyśmy jednak zapytali Europejczyków czy są wierzącymi, najprawdopodobniej znaczna część z nich odpowiedziałaby „tak”. Nasuwa się zatem pytanie jak to jest możliwe,  jeśli w tym samym czasie wiele świątyń katolickich i protestanckich idzie pod „młotek”. Przechwytują je z radością mahometanie. Rosjanie odpowiadają podobnie: „Jestem Rosjaninem więc  jestem prawosławny”. A Polacy mówią „wierzę po swojemu” – czyli jak i w co? Tym czasem szacuje się, że wśród deklarujących siebie jako chrześcijanie na świecie zaledwie 3 - 4 % jest naprawdę wierzących. Jest to stan  alarmowy dla świata. Nie trzeba być naukowcem aby widzieć, dokąd zmierza obecnie nasza cywilizacja. Wzmaga się aktywność wulkaniczna, trzęsienia ziemi, tajfuny, tornada, powodzie, groźne topnienie lodowców – wszystko są to przesłanki zbliżającego się końca świata. Patrzymy na to obojętnie. Tak najprawdopodobniej zachowywali się ludzie przed potopem. Co potem nastąpiło wiemy wszyscy. Czy ludzkość się opamięta? Wątpliwie. Sam Chrystus mówił, „wątpliwe czy znajdę jeszcze na ziemi wiarę gdy przyjdę”. 

 

      

    

Kategoria: Inne | Dodał: pielgrzym (2016-04-25)
Odsłon: 758